Asset Publisher
Na ratunek
Czasem jeden telefon może zmienić nasze popołudniowe plany, bo każdy członek naszej leśnej rodziny jest dla nas tak samo ważny.
Nasza praca nie skupia się tylko na temacie drzew, na które składają się nasze piękne lasy, dla nas ważny jest każdy mieszkaniec naszej leśnej rodziny. Czasami zdarzają się sytuacje, które wymagają podjęcia odpowiednich działań i szybkiej interwencji.
Tak jak to było wczoraj o g. 14.00 otrzymaliśmy telefon o rannej sowie, która wymaga natychmiastowej interwencji ... "w tym momencie wszystkie moje popołudniowe zamierzenia zeszły na drugi plan" - mówi Barbara Chrsytman-Kurzawa, pracownik nadleśnictwa - a zaczęło się tak:
Otrzymaliśmy niepokojący telefon o znalezionej sowie, która nie może fruwać. Wysłane przez znalazcę zdjęcia wskazywały jednoznacznie na młodą płomykówkę. Nie czekając ani chwili należało odnaleźć najbliższy ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt, który przyjąłby na leczenie tego ptaka. Wykaz ośrodków dostępny jest na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Wykaz ośrodków Rehabilitacji Dzikich Zwierząt dostępny jest na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony ŚrodowiskaNajbliżej nas jest Czempiń - dzwonię, po dwóch sygnałach ktoś się odzywa. Tak, jest zgoda, przyjmą ptaka. To dobrze - myślę. Pakuję do samochodu transporter i jadę. Nie wiem w jakim stanie jest ptak. Dojeżdżam na miejsce. Dwóch młodych mężczyzn otwiera mi drzwi. W pokoju prowizoryczna klatka, a w niej słaby, przestraszony ptak. Jeszcze kilka pytań o okolicznościach odnalezienia sowy. Okazuje się, że ona tak już trzeci dzień kręci się po okolicy. To długo - myślę, nie dobrze, ptak z pewnością jest wyczerpany, do tego stres, może infekcja rany, nie wiem, nie zastanawiam się dłużej, nie ma na to czasu. Pakuję pacjenta do transportera i jadę.
Do ośrodka mam 80km. Po drodze zerkam na płomykówkę, leży nieruchomo. Ta podróż to dla niej także duży stres. Trudno. Czuję, że ma ogromną wolę życia, więc da radę, musi dać radę, nie dopuszczam do siebie innej myśli. Dojeżdżam do Czempinia, czytam napis" "Polski Związek Łowiecki Stacja Badawcza" - to tu. Jest już ciemno, g. 18.00. Nie wiem, gdzie iść dalej, więc dzwonię. Osoba po drugiej stronie słuchawki odpowiada - już idę.
Po chwili wita mnie Henryk Mąka zastępca kierownika stacji badawczej. Delikatnie wyciąga ptaka z transportera. Ogląda uszkodzone skrzydło.
Fot. B.Chrystman-Kurzawa
Po chwili wstępna diagnoza - dwa złamania, w tym jedno z przemieszczeniem kości, uraz wskazuje na zderzenie z linią energetyczną. Co dalej? - pytam. Jakie są rokowania? W tym momencie trudno powiedzieć - stwierdził p. Henryk. Skrzydło należy poskładać i podwiesić, jeżeli ptak zacznie jeść, to jest szansa na przeżycie, ale raczej nie wróci do dawnej sprawności, być może resztę życia spędzi jako inwalida w ośrodku.
Czy historia ta zakończy się happy ednem - nie wiem. Jedno wiem na pewno. Nie brakuje wśród nas ludzi, którzy gotowi są poświęcić swój czas i energię na ratowanie zwierząt. To dobrze, że nie jesteśmy obojętni na krzywdę innych.
Są jednak czasem takie sytuacje, które nie wymagają naszej interwencji. Teraz, w okresie jesiennym, do naszych ogródków zaglądają jeże. Szukają pożywienia i schronienia na zimę. Nie oznacza to wcale, że zwierzęta te potrzebują naszej pomocy. Błędem jest zabieranie ich z ich środowiska naturalnego, nawet jeżeli to nasz ogródek. Jeżeli nie zagraża im niebezpieczeństwo ze strony naszego psa, to nie ruszajmy takiej jeżej rodzinki. Można im uszykować miejsce do spania na zimę np. w postaci sterty liści, pod którą, jak pod kołderką, spędzą zimowy sen. Zawsze można, w razie wątpliwości, taką sytuację skonsultować z nami - leśnikami. Czasem bowiem, przez niewiedzę, można wyrządzić dużą krzywdę dzikim zwierzętom.